wtorek, 31 lipca 2012

Kraków A.D. 2012 "Witaj maj, trzeci maj!"

Notka zaczynana już jakiś czas temu. Z różnych powodów tworzona etapowo. Jednak ujrzy dziś światło dzienne. Komuś obiecałam napisać jak było, zaznaczając, iż nie da się tego w kilku słowach, w pośpiechu opisać. Z moją pamięcią jest różnie, więc przepraszam, jeśli coś przekręciłam. Małe co nieco o majowych dniach w Krakowie. Obiecane kiedyś odwiedziny przyjaciółki w tym mieście, dzielnie zdobywającej wiedzę w końcu doszły do skutku. Te chwile nadal żywe-powodów do takiego stanu rzeczy jest przynajmniej kilka.


Tajemniczo, co? Hehe... nie musi być wszystko takie jasne-część powodów niżej. Zapraszam do poczytania dalej. Na wstęp wystarczy. Uwaga: ostrzegam-potem nie jest już tak krótko. Wchodzisz na własne "ryzyko"! Żart oczywiście. Zapraszam serdecznie do dalszego wędrowania.
Wiedziałam wtedy, wiem teraz, że to coś dużo więcej niż wspomnienia-prawdziwa uczta dla serca (strona duchowa) i ciała (strona krajoznawczo-rekreacyjna).


Czwartek, 3.05, Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski:
Nadal żywe-krakowskie-chwile , ze względu m.in.  na:
1. Już na samym początku niedopatrzenie-co do autobusu... poprzedni nie był brany pod uwagę-tak te moje słynne problemy z pakowaniem to wykluczyły. Autobus miejski, którym planowałam jechać-okazało się, że tylko w jakieś kilka świątecznych dni kursuje :D. Z pomocą przyszedł tata-autem mnie zawiózł na PKP. Inna podróżnicza przygoda? Pociąg opóźniony-bo jakieś remonty na trasie (już trwały), a do tego chyba się trakcja elektryczna zerwała gdzieś na trasie-podobno poprzedniego wieczoru. Rzekomo informowano, że pociąg 1 h będzie później w Krakowie Gł. Ta... był zdecydowanie później-kilka godzin po czasie.
2. Nie mając pojęcia o takich przygodach mało zjadłam na śniadanie przed wyjazdem. Dobrze, że: -przynajmniej pogoda w podróży dopisywała; - tata chciał jechać ze mną-się przejechać-przynajmniej było z kim porozmawiać; - zabrałam ze sobą książkę do czytania (więc w czasie, gdy nie chciało mi się spać to sobie mogłam bez problemowo poczytać-bo znaleźliśmy miejsca siedzące w przedziale).
3. Przyjaciółka przybyła po mnie na dworzec w Krakowie Gł. Bezpiecznie dojechałyśmy do akademika, gdzie ona mieszka. Było jedzonko (iście studenckie)-więc bardzo dobre; możliwość prysznicu (po dłuższej niż w planie podróży-jeszcze bardziej cieszyłam się z tego). Później pogaduchy-jak to z przyjaciółką-na tematów bardzo wiele; nie było w ogóle nudno. Czas wolny też był-m.in. czytałam książkę, a jak! :D. Najpiękniejszy był jednak z tego całego dnia wieczór-Eucharystia-w jednym z krakowskich kościołów (na pewnym osiedlu). 
4. Szczególny czas z tego dnia to wieczorna Msza Św. Było uroczyście i patriotycznie-3.05. Na wejście pieśń "Bogurodzica"-jeszcze bardziej patriotyczny charakter. W kazaniu przypomnienie o tym, jaką ważną rolę w historii Polski oraz w wierze ma Matka Boża-także Matka nas-ludzi; pośredniczka naszych modlitw, próśb, podziękowań, przeprosin, jakie kierujemy do Jezusa. Ksiądz mówił też o Jasnogórskich Ślubach Narodu, które odnowił kard. Stefan Wyszyński; ślubów tych dużo wcześniej dokonał król Jan Kazimierz.
5. Powrót z Mszy Św. na miejsce noclegu-kolejne rozmowy, 1000 myśli na różne tematy. Radość jednak też-i wdzięczność (mojej rodzinie oraz przyjaciółce, że jednak mogłam tam przyjechać do Krakowa). Kolacja, następne rozmowy, odpoczynek, modlitwa. Czas na sen-zmęczenie, mimo wszystko dawało się już trochę we znaki. 


Piątek, 4.05:
Następny dzień...
1. Wyspana, szczęśliwa, radosna, z nadzieją-i chęcią na kolejne piękne przygody. Studenckie dobre śniadanko. Rozmowy. Dopracowywanie planu zwiedzania i... wyruszenie autobusem w miasto. Pogoda pochmurna, ale to nas (wtedy jeszcze nie odstraszało-deszcz przelotny).
2. Po dotarciu w miarę do centrum Krakowa ruszyłyśmy na zwiedzanie piechotą (m.in. kościół o. jezuitów na ul. Kopernika; ta kaplica Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu-żałowałam, że takie są przeważnie w dużych miastach; Bazylika krakowskich o. franciszkanów; krakowski rynek (już teraz wiem, gdzie jest Mały Rynek; kościół o. jezuitów tam); pomnik A. Mickiewicza, Sukiennice, Kościół Mariacki-trafiłyśmy na moment jak ołtarz W. Stwosza był uroczyście odsłaniany).
3. W tych różnych miejscach (jakie wymienione wyżej-patrz: punkt 2 nagłówek o tytule-Następny dzień) nie zabrakło nam czasu na zatrzymanie się, przemyślenia, modlitwę czy zdjęcia-jednak to ostatnie nie było najważniejsze (!), lecz ważne. Zdarzenia niebanalne, chwile ciszy przypomniały na nowo, iż w życiu są sprawy: ważne, ważniejsze i najważniejsze-jak to się nieraz mówi. Będąc małym dzieckiem nie potrafiłam zrozumieć o co chodzi z tym-ważne, ważniejsze i najważniejsze. Człowiek rośnie, dorasta-więcej rozumie :P.  Być dorosłym-odpowiedzialne, trudne, ale i piękne wyzwanie. Tam też "odkryłam" kolejny raz w życiu coś ważnego. Potwierdzenie następne, czyżby? Inne niż myślałam kiedyś. Wie to najpewniej Pan Bóg.
4. Już wcześniej padało, ale wiatr to jakoś przegonił trochę-zanim dotarłyśmy do Bazyliki Mariackiej-z wieży hejnalista grał. Zawsze lubiłam i lubię to słuchać jak co te kilka lat jestem w Krakowie. Czas gonił nas, ale szybkim tempem z Bazyliki Mariackiej pobiegłyśmy w deszczu :P do kościoła o. Dominikanów na Mszę Św. Tutaj nie pamiętam niestety o czym było kazanie, ale na tamtą chwilę mocno poruszyło moje serce. Był to dzień patrona miasta Krakowa-Św. Floriana (więc pewnie m.in. o nim było-ale nie tylko). Gdy sobie jakoś przypomnę to dopiszę o czym to było. Oprawa liturgiczna (śpiewy dominikańskie) też była piękna poruszająca moje małe serce, rosło jeszcze bardzo. Nabierało Bożej mocy do walki w codzienności.
5. Wypatrzyłam, gdzieś po drodze księgarnię Św. Stanisława-wybrałam się oczywiście pooglądać i kupić małe drobiazgi. Sympatycznymi i ważnymi pamiątkami z wizyty w Krakowie były kupione obrazki z wizerunkiem Sługi Bożego kardynała Stefana Wyszyńskiego. Od jakiegoś czasu także i Prymas Tysiąclecia czuwał (i czuwa) nade mną. Dlatego chciałam go od tamtego (pewnego-już wcześniej przed tym wyjazdem do Krakowa) nieprzypadkowego momentu w moim życiu bardziej go poznawać. Zbliżać się bardziej do Jezusa, ludzi, a również co mnie niesamowicie zaskoczyło (i do Matki Bożej).                                       6. Jak widać Jezus ma różne drogi docierania do serca człowieka (podsumowanie punktu 5 z następny dzień); ale również rozwinięcie kolejnego o tym "docieraniu" Jezusa do człowieka. Niezależnie od tego czy jest ono roztrzepane (może wielokrotnie jest z powodów różnych-to już najlepiej Chrystus wie). Nikt inny nie zna mnie tak do głębi jak Jezus. Nawet ja samej siebie. Hm... wydaje się skomplikowane (niepojęte); jednak to jest prawdziwe.
7. Jezus jest cierpliwy, pragnie indywidualnego spotkania z sercem człowieka; jednak przypomina mi też o tym jak ważna jest droga razem-we wspólnocie Kościoła (czy innych mniejszych ruchach, w moim przypadku np. Rodzina Młodzieży Franciszkańskiej (RMF-nie chodzi o taką stację radiową; z pewnością jednak o Św. Franciszka z Asyżu i wędrowanie z nim, ze wspólnotą do Chrystusa) czy RCS (Ruch Czystych Serc)-tutaj ważna jest bł. Karolina Kózkówna-oraz także wspólnotowe wędrowanie z nią do Jezusa; naśladowanie jej cech-pięknych, ale trudnych, innych (przynajmniej niektórych) niż u Biedaczyny z Asyżu (tak też nazywa się Św Franciszka).  
8. Przekonałam się o tym na nowo (że Jezus zwraca się do każdego po imieniu, osobiście) kolejny raz tego doświadczając wieczoru poprzedniego dla wyjazdu-2.05 na czuwaniu-w sposób szczególny podczas sakramentu pokuty i pojednania. Podróż w czasie taka, lecz istotna (i ona), dla tych krakowskich dni. Nie tylko krakowskich. Dni dla Jezusa, dla przyjaźni, dla rozmów, dla wędrowania, dla ciszy. Jednak dla Jezusa (w różnej treści i formie-nawet bardziej bogatszej niż się spodziewałam) przede wszystkim dla Niego. Dla przyjaźni również. Potem dla wszystkich innych spraw, jakie miały miejsce.
9. W Krakowie miejsc do zobaczenia, do zastanowienia się tam nie brakuje. Jednak tym razem to było i już w drodze do autobusu pochmurno i deszczowo. Jednak cel był istotny: przyjaciółka zamierzała kupić dla siebie bilet, aby móc zobaczyć mecz piłkarski (od paru lat wiem, że się ona tym interesuje)-pojechałyśmy więc.  
10. Spacer w deszczu (dla takich chwil, dla przyjaźni, dla cieszenia się mimo to) warto było, naprawdę! Jak to się mówi, gdy się robi coś pozytywnego, a szalonego zarazem "A poza tym wszyscy zdrowi". Mogłam też zobaczyć przepiękny Ogród Jordanowski (duża przestrzeń do rozmyślań, do rozmów, do spacerów, do biegania-co, kto lubi-full serwis). Taka piękna zieleń wokół, a oprócz tego ważne dla kultury i historii naszego kraju popiersia postaci (m.in. Jan Kochanowski, Adam Mickiewicz, Juliusz  Słowacki, Jan  Matejko, Fryderyk Chopin,  ks. Piotr Skarga, Sługa Boży kard. Stefan Wyszyński, bł. Jan Paweł II, bł. ks. Jerzy Popiełuszko, generał Władysław Anders, generał Tadeusz Kościuszko, Rotmistrz Witold Pilecki).   
11. To był bardzo intensywny piątek (4.05). Widać to nawet po większej ilości opisanych punktów. Jednakże, jeśli  chce się coś zapamiętać z sercem. Coś co było tak bardzo oczekiwane i po długim czasie doszło do realizacji to... nie było innej opcji. Zmęczenie się dawało jeszcze mocniej we znaki. Z zupełnością warto było. Dużo w tym wszystkim było czasu dla Jezusa. On, to bardzo pięknie zaplanował. Najlepszy Reżyser na świecie. Jedyny w swoim rodzaju, a jak!


Sobota, 5.05: 
"To jest już koniec?" Wcale, że nie! :) :) :)
1. Ostatnie chwile tamtego czasu. Słońce już od samego rana. Praktycznie cały czas. W odróżnieniu od całkiem innego piątku taka pogoda. Ciekawe, czyżby ów piątek byłby tak mocno zapamiętany, jeśli pogoda byłaby taka jak w sobotę :P. 
2. Sobotnia, wcześniejsza pobudka. Czekanie na autobus. Trochę spóźnione, ale poszłyśmy na Mszę Św. (w podziękowaniu za czas, jaki nam dane było przeżyć, prosząc o bezpieczną podróż).
Radość nie do opisania. Poranna Msza Św., że mogłam być. Zaspana, może i tak? Jezus się cieszył. Ja też, że mogłam Go po pewnej przerwie przyjąć do mojego małego, ludzkiego serca. Jego Miłość, łaska niepojęta rozumem. Wiara to coś więcej. Relacja, Miłość, czas spotkanie. Obecność. Radości. Smutki. Uczenie się bycia wiernym, trwania przy Jezusie (w różny życiowy czas). Wielkie cuda, nawet w codzienności; przede wszystkim (wiara) to jednak łaska.
Z Bożym Błogosławieństwem, jeszcze większym poziomem radości oraz zaufania; w sercu i na twarzach. Ruszyłyśmy dalej. Po uczcie dla ducha, czas na ciało.
3. Ekspresowa wizyta w Mc'donaldzie (frytki)-żeby było co przegryzać w podróży. Dziękuję za kupony rabatowe mojej przyjaciółce Monice.
4. Kasa, w celu zakupienia biletu na podróż (dla mnie powrotną); dla Moniki-na odwiedziny domu.
5. Podróż powrotna; rozmowy; odsypianie; świadomość wyjątkowych nie tylko wspomnień. Czego jeszcze? Przemyśleń, rozmów, spacerów. Czasu dla Jezusa (w modlitwie, na Mszach Św., w radosnym, czy i poważnym, ale przebywaniu razem-w przyjaźni). Nawet, jeśli nieraz się miało odmienne zdanie, co do różnych poruszanych w dyskusjach spraw. 


PODZIĘKOWANIA:


1. Na pierwszym miejscu Panu Bogu-że poukładał tak wszystko (udało się dzięki Jego pomocy być 2.05 wieczorem na ważnym czuwaniu-o którym wspominałam); a 3.05 już wyjeżdżać do Krakowa. On był pośród wielu sytuacji, rozmów, w ciszy, na modlitwie, przede wszystkim na Mszach Św. (Słowo Boże, Komunia Św.), a nawet na spacerach z nami. Podobnie jak nasi Aniołowie Stróżowie razem ze Św. Franciszkiem z Asyżu. Silna grupa pod wyzwaniem. Boża, radosna grupa! Chwała Panu za to wszystko, co się działo! :). Dobrze działo oraza za to, czego mogłam się w sposób niebanalny nauczyć. Podróże kształcą-szczerze się zgadzam. Nawet, jeśli przebiegną inaczej niż my sobie zaplanujemy (i trwają znacznie dłużej-jak droga pociągiem do Krakowa).
2. Rodzicom-za fundusze na wyjazd zwłaszcza-ale nie tylko oczywiście; tacie za towarzyszenie, chociaż nie musiał, ale chciał jechać do Krk.
3. Tobie Monika za cierpliwość, że tak długo musiałaś na mnie czekać (nie tylko tego 3.05), aż przyjadę; za czas wspólny; za dobre studenckie jedzonko; za to, że miałyśmy tak dużo czasu i możliwości bycia z Jezusem i dla Jezusa; za perfekcyjne bycie moją panią przewodnik po Krakowie; za zdjęcia na pamiątkę; za rozmowy. Przyjaźń, potrafi trwać mimo odległości i przeciwności, prawda? Cieszę się, że mogłyśmy kiedyś tam na szlaku życia się spotkać-a połączył nas Jezus; w Jego Imieniu Św. Franciszek z Asyżu.
4. Ktoś się zastanawia:  "Czemu ta notka taka obszerna?" Przepraszam, ale tyle się działo ważnych spraw. Mocno się chciałam nimi podzielić. Tym jak Jezus działa małe i wielkie cuda wśród ludzkiej codzienności również. Powstała więc to relacjo-świadectwo. Naprawdę planowałam to krócej napisać. Jednak znów mi nie wyszło. Efekt jest, jaki jest. Jednakże starałam się nie zanudzić, pisać też z radością i wyczuwalnym humorem. Gratulacje tym, co wytrwali do końca. Dziękuję.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystkie komentarze są moderowane. Administrator strony decyduje, które z nich zostaną opublikowane.