sobota, 29 stycznia 2011

" Gdy na morzu wielka burza..."-moja wersja pisana przez życie... z różnymi epizodami.

Raz na górze, innym razem na dole. Wady, zalety, blaski i cienie. Sukcesy, rozczarowania. Nadzieje. Stagnacja i bezsilność. Tak sobie myślę, że właśnie to są różnorodne barwy ludzkiego życia...

Jedne wzbudzają zachwyt, zdumienie. Chciałoby się, aby oświetlały trudną codzienność, zamiast były tylko wspomnieniem. Jednak nieraz nie dzieje się tak. Jest natomiast smutek, gorycz, brak sił. Pretensje (do siebie również).

Znowu wszystko wydaje się tak przerażające, Bóg-obcy.

Może to ja nie potrafię Go w tym wszystkim co się dzieje zobaczyć? Nie, zaprzeczę, wręcz przeciwnie-to niestety bardzo możliwe.

Gubię się, nie mam sił.
Nie mam pojęcia skąd je czerpać. Dezorientacja. Chaos.

Życie to nie sen... a szkoda. Może wtedy dałoby się przynajmniej raz na jakiś czas, nie obudzić, a w te dni, kiedy witałby nas kolejny ranek znaleźć właściwe i pożyteczne rozwiązanie na problemy swoje, ale także innych ludzi wokół.

Chciałabym sobie sama dać radę sama. Jednak-czy to możliwe i tym razem?

Naprawdę nie wiem co robić.

Przecież każdy ma swoje życie, problemy, może i mało chwil, w których chciałby twórczo odpocząć. Poza tym, jeśli chodzi o proszenie to nie od dziś wiem, że to nie jest dla mnie łatwą sprawą. Nienawidzę się narzucać innym.

Jak znaleźć na to wszystko tzw. złoty środek, no jak? Pytam się... a może serce nawet przeraźliwie krzyczy o to.

Napisze ktoś, marudzisz (lub powie)-znam takich ludzi-osobiście również-przecież inni mają gorzej.

Tak, bardzo możliwe, że mają. Czy to oznacza jednak to, aby trudności tych pozostałych bagatelizować? Uznać je za coś trywialnego (błahego), do czego szkoda nawet wysilać szare komórki, czyli mózg?

Przez ten stan, nazwujmy go niełatwy i męczący wydaje mi się, że potrafiłam się dziś lepiej wczuć w sytuację Apostołów w ich samotność, przerażenie, podczas tej burzy.

Tylko, że oni poprosili o pomoc, Kogoś kompetentnego, Mistrza-którym był Jezus.

Tak nie typowo, bo praktycznie w środku notki podzielę się czytaniami mszalnymi, które jak je sama sobie jakiś czas temu rozważałam poruszyły mnie bardzo.

Oto one:

" 29 STYCZNIA 2011
Sobota

Dzisiejsze czytania: Hbr 11,1-2.8-19; Łk 1,69-72.74-75; Hbr 4,12; Mk 4,35-41

(Hbr 11,1-2.8-19)

Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy. Dzięki niej to przodkowie otrzymali świadectwo. Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie. Przez wiarę przywędrował do Ziemi Obiecanej, jako ziemi obcej, pod namiotami mieszkając z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg. Przez wiarę także i sama Sara, mimo podeszłego wieku, otrzymała moc poczęcia. Uznała bowiem za godnego wiary Tego, który udzielił obietnicy. Przeto z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo tak liczne, jak gwiazdy niebieskie, jak niezliczony piasek, który jest nad brzegiem morskim. W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono, lecz patrzyli na to z daleka i pozdrawiali, uznawszy siebie za gości i pielgrzymów na tej ziemi. Ci bowiem, co tak mówią, okazują, że szukają ojczyzny. Gdyby zaś tę wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej. Teraz zaś do lepszej dążą, to jest do niebieskiej. Dlatego Bóg nie wstydzi się nosić imienia ich Boga, gdyż przysposobił im miasto. Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę, któremu powiedziane było: Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo. Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go, jako podobieństwo śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.



(Łk 1,69-72.74-75)

REFREN: Wielbijmy Pana, bo swój lud nawiedził



Bóg wzbudził dla nas moc zbawczą
w domu swego sługi Dawida.
Jak zapowiedział od dawna
przez usta swych świętych proroków.


Że nas wybawi od naszych nieprzyjaciół
i z ręki wszystkich, którzy nas nienawidzą,
że naszym ojcom okaże miłosierdzie
i wspomni na swe święte przymierze.

Da nam, że z mocy nieprzyjaciół wyrwani,
służyć Mu będziemy bez trwogi,
w pobożności i sprawiedliwości przed Nim,
po wszystkie dni nasze.


(Hbr 4,12)

Żywe jest słowo Boże i skuteczne, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca.

(Mk 4,35-41)

Przez cały dzień Jezus nauczał w przypowieściach. Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: Przeprawmy się na drugą stronę. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: Milcz, ucisz się! Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary? Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?



Rozważanie:

Serce człowieka spodziewa się wielu budzących tęsknotę darów: zwycięstwa nad śmiercią, miłości, która się nie kończy, bezpieczeństwa i pokoju, twórczego życia... I oto wiara, która zostaje nam ogłoszona, staje się „poręką tych upragnionych dóbr”. Wszystkie one są dostępne w Jezusie – Świadku prawdomównym. W Nim oglądamy spełnienie ludzkich tęsknot i mamy gwarancję, że nie zostaną one zawiedzione. W Nim „otrzymaliśmy obietnicę”, że nie na próżno mamy w sobie tak wielką otwartość na tak wielkie rzeczy.


( o. Wojciech Jędrzejewski OP, „Oremus” styczeń 2005, s. 112 )

Źródło: Czytania pochodzą z Elektronicznej Prenumeraty: http://mateusz.pl/czytania/2011/20110129.htm , rozważanie dodane tam również-z podanym źródłem, czyli w/w "Oremus".


Jakoś tak wyszło (teraz przyszedł czas na dalszą część notki-przypadek? Czy ja wiem-podobno ich nie ma). Proszę bardzo-dalsza jej treść jest następująca:


A ja? Mi kolejny raz ciężko rozmawiać z ludźmi (a z nieznajomymi to już w ogóle-mocny hardcor), a co dopiero z Jezusem?

Jeszcze ciężej, co nie oznacza jednak, że nie próbuję-bo staram się?

Czy taka rozmowa, modlitwa ma sens, gdy totalnie gubisz słowa/nie wiesz co powiedzieć ? (w zależności od sytuacji, w jakiej się znajdujesz-właściwe podkreślić).

To były moje "myśli nieuczesane" pisane na gorąco. Nie miało ich być tyle. Dodam nawet, że na początku w ogóle nie planowałam ich spisać. Jednak... nie dawały mi spokoju, więc zrobiłam to. Czy to był dobry wybór? Aktualnie nie odpowiem, bo po ludzku, zwyczajnie-po prostu tego nie wiem. Zobaczymy... okaże się lub nie-za jakiś czas.

Koniec... a może początek?

Potrzebny powrót, lecz... odwagi i sił brak, ale...

żeby było inaczej trzeba wiele m.in. własnej zgody na to, że będzie bolało.

Czy warto?

Coś dużo pytań zadaję (sama sobie, Jezusowi...)-wątpliwości też powstaje wcale nie mało.

" Kto pyta nie błądzi... ". Jeśli nawet tak jest, to trudno znaleźć odpowiedzi. Nawet bardzo trudno. Chyba, że to ja jestem jakaś totalnie nieposkładana i tylko ja tak mam.

Potrzebuję pomocy... ale nie mam odwagi, co za dziwny, (ale aktualnie nie pierwszy i raczej też nie ostatni)-paradoks życiowy. W ogóle bywa, iż mam wrażenie, że życie jest jednym wielkim paradoksem.

Wyczuwam wiele wątpliwości w sobie, nawet z daleka. O wielu z nich boję się pomyśleć nawet, jednak, jakoś wiem, że są. Nieraz męczą... niełatwe to doświadczenie.

Koniec na dziś, bo jak najpierw zapierałam się, aby zacząć spisać te powyższe myśli, to teraz mam wrażenie, że mogłabym tak długo, nawet bardzo.

P.S. Chyba potrzebowałam się brutalnie poznęcać na klawiaturze, pisząc to wszystko.

Wielu pewnie nie uwierzy, że nie planowałam dzisiaj zostawiać żadnego śladu, lecz to prawda.

Pewnie i tak nikt (lub prawie nikt) tego nie czyta.

Tlenu, brakuje tlenu-ale co nim jest dla człowieka wierzącego? Może to absurd, ale nie wiem jak to odnaleźć-co potwierdza moje życiowe wątpliwości. Tak, ja też nieraz jestem człowiekiem wątpiącym...

"Hiuston-We've a problem."  ( "Hiuston-Mamy problem." ) - Pamiętacie to? Właśnie przy odrobinie inwencji twórczej wymyśliłam własną-rozbudowaną wersję. Efekt zabawy słowami oraz przy użyciu do tego rozumu wyszedł właśnie taki:

" Hiuston we have problems and don't know how to solve them. Please advice-'rod instead of a fish-in line with the important principle of social work. It's urgent ". ( Hiuston mamy problemy i nie wiemy jak je rozwiązać. Prosimy o porady-wędkę zamiast ryby-w zgodzie z istotną zasadą pracy socjalnej. To pilne " ).




Teraz już naprawdę koniec-chociaż nie zliczę ile razy to sobie mówiłam zanim ten prawdziwy koniec oficjalnie teraz nastąpił odnośnie tej notki oczywiście. Było tego trochę, oj, było...

2 komentarze:

  1. Niestety przychodzą czasami takie chwile w życiu, a zły duch będzie zachęcał, aby oskarżyć za to Pana Boga. Ale Pan Bóg jest tym, który czeka na nas z wyciągniętymi ramionami i chce pomóc nam przez to przejść. Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Był powrót. Jakiś czas po tym wpisie z datą 29.01, ale był... :). Opóźniony przez różne czynniki wewnętrzne, potem zewnętrzne, czyli wstrętne choróbsko. Jednak jak się potem okazało-czas zmuszający do przemyśleń i dający znać o tym, czego nie było-bo brakowało.

    Dziękuję za pozdrowienia i odpozdrawiam.

    P.S. Nie spodziewałam się dodania do obserwowanych, wcale, miłe zaskoczenie-za to również dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń

Wszystkie komentarze są moderowane. Administrator strony decyduje, które z nich zostaną opublikowane.