wtorek, 28 grudnia 2010

Niezapomniane chwile-5.12.2010 r.

Nie ma lekko. Dużo myśli w głowie. Postanowiłam wspomnieniem tego wydarzenia-opisem-spróbować przywołać-chociaż na moment-uśmiech, gdzieś zagubiony z różnych powodów.

To będzie notka obiecana w P.S. pod zasadniczą częścią wpisu z datą 5.12.

Po wprowadzeniu przejdę już do konkretów. Oto ona-życzę dotrwania do końca:
Chodzi o wolontariat. Tym razem były to zabawy z dziećmi oraz przyjmowanie z nimi Św. Mikołaja, w czasie, gdy ich rodzice mieli dalszy dzień rekolekcji. Ostatni z nich był taki rodzinny.
Po wszystkim była Msza Św., na której kazanie głosił nasz Ks. Bp. Andrzej Czaja. Ciekawie było Go zobaczyć i posłuchać nauki rekolekcyjnej.

Mając na myśli całokształt:

Czadowo było-Najwyższemu dzięki najbardziej potem wszystkim znanym i nieznanym, a spotkanym. Dzieciaczki są przurocze ( te były i jakie mądre-dużo się od nich można nauczyć... :) ). Na kilka godzin ożywić w sobie dziecko-nie bez celu-bo opiekując się innymi wraz z grupą. Bezcenne po prostu. Warto było i w tym roku w tym brać udział. Trzeba dodać, że na początku tym razem miało mnie jednak tam nie być. Pewnego dnia jednak przy sprzyjających ku temu okolicznościach zmieniłam zdanie. To istotny szczegół, więc postanowiłam również o nim tu napisać.

Słów zabraknie, żeby opisać. Przepiękny to był czas. Potem Eucharystia-jeszcze piękniejsza. Czasem mam wrażenie, że Niebo zaczyna się już tu na ziemi, mimo wszystko. Są wydarzenia, które nieraz to pokazują-czy to widzimy i tak żyjemy? To już inna sprawa. Nie oceniam, piszę to też do siebie, a nie tylko do innych.

Warto jeszcze wspomnieć o pewnej przepięknej pieśni, która przyczyniła się do ważnej zmiany w moim życiu. Znałam ją po angielsku-jak usłyszałam melodię, a potem na pewno nie przypadkiem okazało się, iż zespół na koniec Mszy Św. zaśpiewał ją w tłumaczeniu na polski. To było nie do wyrażenia. Zamilkłam, więc w uwielbieniu i wsłuchiwałam się w tekst (w tym niełatwycm dla mnie czasie).

Na (prawie) koniec podzielę się tą piosenką, o której pisałam wyżej, po to, aby i przez nią spróbować też oddać akcent, tamtego niebanalnego dnia oraz niezwyczajnych chwil, które zostały wtedy wyryte w moim sercu na bardzo długo. Ota ta pieśń śpiewana po polsku tytuł przetłumaczyło mi na "Moc zbawienia" (Mighty to save): Moc zbawienia (Mighty to save-polish translate). Jej orginał jest po angielsku w wykonaniu Hilsong chyba.

Nawet teraz, pomimo, że nie ma łatwo, te żywe wspomnienia dobrych uczynków i życiowych refleksji z tamtego wydarzenia dodają nadziei na życie.

Obszernie wyszło. Nie planowałam tyle napisać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystkie komentarze są moderowane. Administrator strony decyduje, które z nich zostaną opublikowane.