Spotkania.
Nieraz z różnych powodów skomplikowanym zadaniem jest opisać
przeżycia w słowach. Tak jest również i tym razem. Chciałabym wspomnieć o
niełatwych, ale ważnych spotkaniach, które miały miejsce jakiś czas temu. W tej
notce napiszę o jednym. Kiedyś, jak będę pamiętać i również Duch św. pomoże mi
ująć to w słowa to być może napiszę o drugim ze spotkań.
Spotkanie numer jeden: „Pamiętaj o szczegółach”:
Spróbuję nakreślić tło sytuacji: obiecane komuś bliskiemu odwiedziny
w miejscu, którego raczej nikt nie lubi.
Tylko z pozoru nic nie znaczące sprawy zaczęły się już w drodze. Najpierw
ogromna radość, że nie pada deszcz. Prosiłam o to, mimo trudnego czasu w życiu
z taką nadzieją, jaką mogłam z siebie wykrzesać. Moja prośba została
wysłuchana.
Okoliczność druga: okazało się, iż trochę za wcześnie
wyszłam, więc potrzeba zwolnić tempo i najlepiej twórczo zagospodarować czas
drogi. Dosłownie po chwili zastanowienia przyszła do mojej głowy myśl: „Pomódl
się!” (Jakby cierpliwy i konsekwentny Anioł Stróż mnie puknął w ramię i do tego
spokojnie zachęcał-nie umiem tego wyrazić; miałam wrażenie, że naprawdę Go
widzę za mną). „Przypadki są tylko w gramatyce”- pomyślałam. Niedługo potem
zaczęłam modlitwę. Najpierw do Anioła Stróża, potem do Ducha św. Na końcu( myślę,
iż nie tylko, dlatego, że zbliżała się Godzina 15-ta-czyli Godzina Miłosierdzia
Bożego) mimo rozproszeń odmówiłam powoli
Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Często w drodze, przed odwiedzinami tam: prosiłam Anioła Stróża o wstawiennictwo w
życiu osób, które tam są chore oraz w intencji ludzi, którzy w tym miejscu
pracują. Dlaczego? Pomagało mi to, aby iść, choć z obawami to jednak na
obiecane odwiedziny. Widziałam owoce tych modlitw. W spotykanych tam ludziach
oraz we mnie: uspokajałam się. Starałam
się być obecna na tyle, ile potrafię. Nie tylko mówić, ale bardziej słuchać
odwiedzaną osobę. Ważną. Kogoś
najbliższego. Wchodząc tam, nie mogłam się nadziwić dobrocią Boga. Przecież
pozwolił mi nie zmoknąć. Dla mnie to szczególnie istotne, ponieważ ze względu
na jedną z moich chorób (przewlekłą) nie mogę mieć nawet małego kataru.
Dlaczego? Występują u mnie wówczas silne zaostrzenia w postaci ataków duszności, jakie nie chcą szybko minąć. Dla
zdrowego człowieka to niby nic. Dla mnie z tą chorobą to jest już coś
groźnego-katar nawet ten najmniejszy.
Mijając korytarze do celu, przechodziłam też obok miejsca
spokojnego, lecz zawsze dającego mi tam do myślenia. Jakie to miejsce? Otwarta
kaplica, w której zaraz naprzeciwko wejścia na wielkiej ścianie znajduje się
obraz z Jezusem Miłosiernym oraz przesłaniem: Jezu ufam Tobie. Tamtego dnia
niestety nie byłam z Nim, czyli z Panem Jezusem w sercu. Przechodząc koło kaplicy
zaczęłam cicho płakać. Tak, naprawdę zatęskniłam za Jego obecnością w moim
sercu. Jakiś czas wcześniej (innego dnia) kontaktowałam się przez telefon z
księdzem spowiednikiem-kierownikiem duchowym. Chciałam się dowiedzieć: czy za
ten pewien czas będzie. Okazało się, iż ksiądz potrzebuje być dłużej na
wyjeździe niż wcześniej planował. Fakt, dlaczego to jest istotne wyjaśnię
dalej.
Idąc innym, długim, długim korytarzem tego miejsca, choć kaplica była już daleko za mną, to łzy tęsknoty za Jezusem nie ustąpiły. Wiedziałam: że potrzebuję
szybko uspokoić się, bo to nie pomogłoby odwiedzanej osobie, lecz przeciwnie.
Dotarłam pod drzwi: przedstawiłam się kim jestem, poprosiłam o to, abym mogła wejść.
Najbliższa osoba już czekała na mnie. Ucieszyłam się jak tylko ją zobaczyłam.
Zostałam zaproszona do stołówki tamtego miejsca. Podziękowałam. Wybrane zostały krzesła, aby usiąść.
Dosłownie dwie minuty później zastanawiałam się czy dobrze
widzę-aż przecierając oczy. Miałam wrażenie jakbym widziała jakoś za mgłą.
Jednak widziałam bardzo dobrze. Do najbliższej osoby podszedł kapelan szpitalny.
Miał ze sobą Pana Jezusa oraz stułę na ramieniu w kolorze mocno fioletowym.
Zapytał spokojnie tej dla mnie osoby najbliższej czy przystąpi do Komunii św. Zostałam zaproszona do stołówki tamtego miejsca. Podziękowałam. Wybrane zostały krzesła, aby usiąść.
W moim sercu pojawiło się coś niepojętego: jeszcze większa
tęsknota za łaską Bożego Miłosierdzia, żal (Myśl: „Nie chcę dalej ranić, choć
wiem, że jestem bardzo słabym człowiekiem”). Z drugiej strony ten kolejny znak
tamtego dnia potraktowałam jako przypomnienie. Pamiętaj o właściwym
przygotowaniu do sakramentu pokuty i pojednania, do którego jutro pójdziesz.
Jakiś czas później moje odwiedziny w tym miejscu dobiegły końca. Byłam tam wtedy długo, co
myślę, ucieszyło bliską osobę, ale i
mnie również. To nie był koniec prezentów od Pana Boga dla mnie. Małego,
roztrzepanego i niezorganizowanego człowieka. W drodze powrotnej padał
intensywny deszcz. Miałam jednak ze sobą parasol. Dobrze, że go zabrałam.
Dotarłam do siebie,
do pokoju, gdzie tymczasowo mieszkałam. Usiadłam. Próbowałam złożyć w całość
opisane wcześniej wydarzenia (to nie jest nic zmyślonego, to prawdziwa
rzeczywistość, która miała miejsce. Opowiadań pisać nie umiem).
Kilka minut potem… dzwoni telefon. Miałam robić co innego po
powrocie, ale zdecydowałam szybko odebrać telefon. Wybiegłam z pokoju na wielki
korytarz. Zanim odebrałam to widziałam już kto dzwoni. Był to telefon od
księdza spowiednika. Po powiedzeniu: „Szczęść Boże!”- słuchałam. Dostałam kolejny znak dla mnie.
Nie wiem jak i dlaczego, ale okazało się, iż ksiądz jednak mógł wrócić szybciej
z wyjazdu o jeden dzień. Tak też zrobił. Zadzwonił, aby mnie zapytać czy w
takim razie przyjdę do sakramentu pokuty tego dnia czy może jednak tak jak było
planowane-dopiero następnego. Ja poprosiłam o odpowiedź na pytanie: „Która jest teraz godzina?”.
Wiedziałam, że nie podjęłam wcześniej w dzień zmagania, jakim jest rachunek sumienia. Wszystko działo
się tak szybko. Chwilę potem podjęłam decyzję-powiedziałam: „Przyjdę dzisiaj”.
Ustalone, że będę. Usiadłam, więc przy biurku. Pomodliłam
się jak potrafiłam, prosząc Ducha św. o pomoc: w rachunku sumienia oraz
dotarciu (mimo deszczu) na miejsce, gdzie miałam przystąpić do sakramentu
pokuty i pojednania. Stres był. Wiedziałam jednak i czułam całą sobą, że
naprawdę potrzebuję na nowo doświadczenia wymagającej, ale pięknej Miłości od
Boga. Bez Niego nie dam rady. Nawet z tym, co z pozoru błahe. Poczułam swój
ciężar bezsilności.
Zaczęło się od rozmowy: na tematy codzienności dla mnie, ale
w danej sytuacji nie mniej trudne niż przystąpienie potem do sakramentu pokuty
i pojednania.
Duch św. nadal mocno
pomagał: doświadczyłam tego zarówno podczas wyznawania grzechów, jak i podczas
nauki, którą Bóg skierował do mnie za pośrednictwem Jego Sługi-Kapłana.
Coś w moim sercu jeszcze bardziej pękło. Mimo swoich
słabości, grzechów, zaniedbań poczułam silne działanie łaski Bożej (wzruszenie,
pokój, radość, nadzieję, to, że naprawdę jestem kimś ważnym dla Jezusa; Kimś,
za kogo On także umarł na Krzyżu. To jednak nie był koniec, bo Chrystus pokonał
śmierć: grzech, beznadzieję-Zmartwychwstał po trzech dniach).
Co działo się dalej? Radość Przebaczenia-w życiu, jeszcze,
piękniej. Z powodu, iż rozmowa, a potem sakrament pokuty i pojednania zajęły
więcej czasu niż to było planowane: spóźniłam się mocno na Eucharystię. Dotarłam
tam w tym momencie w jakim Jezus wiedział, że mam dotrzeć. Były w momencie, gdy
po cichu wchodziłam do kapicy, gdzie była odprawiana Msza św. odczytywane takie
słowa (fragment Ewangelii): „Ja za nimi proszę, nie proszę za światem, ale za
tymi, których Mi dałeś, ponieważ są Twoimi. Wszystko bowiem moje jest Twoje, a
Twoje jest moje, i w nich zostałem otoczony chwałą”. (cała Ewangelia, z której tutaj podzieliłam się fragmentem: J 17,1-11 a).
Chwilę wcześniej Bóg na nowo poprzez łaskę Miłosierdzia przywrócił mi godność Dziecka Bożego. Te Słowa były potwierdzeniem działania Trójcy świętej: Boga Ojca, Syna Bożego (Jezusa Chrystusa) oraz Ducha św. Jeden Bóg w Trzech Osobach-potęga Miłości i Zjednoczenia. Dar Łaski, Obecności, Nadziei, Pomocy na niełatwe, ale ludzkie ścieżki. Pomocy nie byle jakiej, lecz Najwyższej Jakości: od Trójcy św., Maryi, świętych, błogosławionych oraz Anioła Stróża. Wsparcie od silnej grupy, która współpracuje ze sobą. Jednak nic na siłę: Oni pragną cichego zaproszenia ich do mojego życia.
To wszystko, takie, niepojęte rozumem, lecz działo się
naprawdę. Słowa kazania także dały pozytywnie do myślenia. Z radością,
nadzieją, wdzięcznością nie mogłam się doczekać przyjęcia (po pewnej
nieobecności) Jezusa do mojego ludzkiego serca. Kolejny Dar? Eucharystia pod
dwiema postaciami: Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej. Wróciłam do ławki.
Modlitwa sercem: uwielbienie, wzruszenie, prośba o dalszą pomoc, bo sama z
siebie jestem bardzo słabym człowiekiem. Po zakończonej Eucharystii długo
pragnęłam zostać jeszcze na modlitwie w kaplicy: nadal uwielbiać za to
wszystko, czego tamtego dnia mogłam doświadczyć (za trudne, ale i piękne
elementy dnia).
Sama nie spodziewałam się spisać tego świadectwa tak
dokładnie. Myślę, iż to jest potwierdzenie tego, jak ważne to było dla mnie
doświadczenie w moim życiu.
Napisałam nie na pokaz, lecz na większą chwałę Bożą.
Elementy niepozorne tworzą codzienność, która składa się z
małych, lecz istotnych szczegółów. Dlatego tytuł: „Pamiętaj o szczegółach”.
Chwała Panu!
Jeśli dam radę, to z pomocą Ducha św. spróbuję opisać piękno
jeszcze innego spotkania z Jezusem.
Zakończę notkę-świadectwo słowami: być może ciąg dalszy
nastąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wszystkie komentarze są moderowane. Administrator strony decyduje, które z nich zostaną opublikowane.