czwartek, 7 lipca 2011

Bez...

Stan aktualny, opisany wczoraj: Bez radości, bez wakacji, bez snu, bez motywacji, bez... Łatwiej powiedzieć niż wykonać-to odnośnie czegoś, o czym słyszę nieraz. Tyle ludzi wokół, a czuję się jak piąte koło u wozu-nieważne. Każdy ma swoje sprawy, a ja się nie chcę perfidnie wpychać w to. Jutro grzecznie napiszę czy mogę zadzwonić do pewnego ważnego ludzia, tylko nawet ciężko mi poskładać słowa na sms, a co dopiero na rozmowę przez telefon. Bo dużej tak nie wytrzymam.

Oczywiście nie napisałam do tej osoby, o której mowa wyżej.

Koleżanka spotkana niedawno-ale obie się spieszyłyśmy, więc nie pogadałyśmy. Wcześniej ona pisała, ja nie odpowiadałam-parę dni po tamtej feralnej wiadomości o mojej porażce. Dziś napisała, żebym jak coś to się odezwała to pójdziemy na spacer czy porozmawiamy.
Nie wiem co zrobić, z jednej strony czuję się dalej nie najlepiej-wstyd się komuś czasem pokazywać-wtedy, gdy ma się wrażenie bycia porządnie przejechanym przez walec. Dalej tak mam. Z drugiej strony nie chciałabym być sama. 

Pełna sprzeczności jestem. Nadal nie mam sił. Motywacji też.

Pod względem pewnym lepiej, chociaż nie łatwo. Pod naukowym-praktycznie bez najmniejszych zmian w dobrą stronę...
Poprawki coraz bliżej, a ja się też m.in. uczyć dalej nie umiem. W sprawie korepetycji kolejny dzień zwlekam z dzwonieniem i zapytaniem o to-boję się-nie lubię prosić o pomoc, ale... jej w względzie angielskiego potrzebuję chyba. Niestety. Błędne koło wita.
Poza tym: obawiam się też kosztów za taką pomoc-że dużo będzie trzeba zapłacić. 

Życie? Przerastało mnie, i ma z tego satysfakcję, że coraz bardziej to czyni z każdym kolejnym dniem. Boję się. Chciałabym cofnąć czas, podjąć inne wybory, ale to niemożliwe. Wszyscy co przystępowali w poniedziałek do obrony się obronili-koleżanki z mojej grupy projektowej też: beze mnie. Jednak okazało się, że była taka możliwość. 

Smutno mi: bardzo, za bardzo. Nie umiem już słuchać słów: 'będzie dobrze'. Wiem, wiem, oni nie chcą źle. 
Wstyd mi nawet przed sobą. Jak się cieszyć, kiedy wszystko się posypało? Przepraszam, nie umiem. Nie znaczy, że nie chcę. Chyba jednak lepiej tak, niż udawać ze sztucznym uśmiechem, że wszystko jest w porządku. Wszystko jest za skomplikowane.

P.S. Ciamajda ze mnie totalna-nie mam sił, życie, czas i wiele innych spraw przemyka mi przez palce. Masakra.
Myślę nad koncepcją zorganizowania sobie prywatnych rekolekcji: wtedy koszty finansowe odpadają przynajmniej (oszczędności na różnych polach trwają i będą). Tylko: nie mam pomysłu na takie rekolekcje. Roztrzepana i rozdrażniona jestem (nie bez powodu) co nie sprzyja dobremu działaniu i wszelakiemu w ogóle. Chciałam napisać parę zdań, a znowu... tak dużo. Cóż, niech będzie. Nie skasuję tego.

Notka, bez ładu i składu: no, bo porażka na wszystkim się odbija. Co z tego, że minęło od niej już parę tygodni, ale była-konsekwencje (niezbyt ciekawe odczuwam nadal i raczej to się nie zmieni). 


Pod względem pewnym lepiej, chociaż nie łatwo. Pod naukowym... praktycznie bez najmniejszych zmian.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystkie komentarze są moderowane. Administrator strony decyduje, które z nich zostaną opublikowane.